Autor Wiadomość
Piasek
PostWysłany: Nie 14:36, 28 Sty 2007   Temat postu:

The KIllers Są super dla mnie najlepszy kawałek To "BONES" TU macie linka Arrow http://www.youtube.com/watch?v=dpG03LzdlDA A tu screen z teledusku Laughing Arrow Image
GameMeNY
PostWysłany: Nie 13:41, 28 Sty 2007   Temat postu: Biografia

Wcześniej czy później musiało do tego dojść. Jeśli przyjrzeć się wcześniejszym towarom eksportowym Las Vegas, znajdziemy zbieraninę podejrzanych i owłosionych grup metalowych; objawienie jednej piosenki - Toni Basil no i ... Andre Agassi. Kwestią czasu było jednak wyłonienie się z czeluści Miasta Grzechu zespołu, który oczyści atmosferę dając mieszkańcom tej placówki w stanie Nevada nową nadzieję i odmianę od ich mało ambitnej kulturalnie przeszłości.

To właśnie nazywa się postęp. Jedyne w swoim rodzaju otoczenie, w którym dorastali członkowie zespołu, ich cechy wrodzone zmodyfikowane przez czynniki zewnętrzne (w tym wypadku byli nimi Panowie Morrissey, Bowie, Ocasek, Gallagher, Presley, Smith, Sumner, Corgan, Cocker, Byrne, Lennon by wymienić tylko kilku) spowodowały, że powstał zespół, który będąc tak charakterystycznym wytworem swojego środowiska, jednocześnie doskonale nadaje się, żeby zostać naprawdę dominującym gatunkiem w świecie muzyki pop. Panie i panowie, pozwólcie, że przedstawię wam

THE KILLERS

Brandon Flowers – wokalista, instr. klawiszowe
David Keuning – gitarzysta
Mark Stoermer – basista
Ronnie Vannucci – perkusista

Opowieść o The Killers – przeszłość

Jest koniec 2002 r. Brandon Flowers (tak, tak - to jego prawdziwe nazwisko) został właśnie wyrzucony z zespołu – synth-popowego stworu o nazwie Blush Response – za to, że nie chciał przenieść się z resztą zespołu do Los Angeles. W okrutny sposób pozostawiony sam sobie, ale natchniony obejrzeniem występu grupy Oasis (nie do wiary, ale tym „braciom Grim” udało się dotrzeć do Las Vegas w jednym kawałku) zdał sobie sprawę, że do życia potrzebuje więcej gitar. Kiedy natknął się w lokalnej gazecie na ogłoszenie Dave`a Keuninga, w którym ten pisał o wpływie Oasis - a trzeba zaznaczyć, ze ten zespół nie był znany na scenie muzycznej Vegas - Brandon stwierdził, że ich przeznaczeniem jest być razem. „Był jedyną osobą, która odpowiedziała na moje ogłoszenie i nie była kompletnym świrem”, wspomina ciepło Dave. „Przyszedł do mnie ze swoim keyboardem i od razu zaczęliśmy wypróbowywać pomysły na piosenki. Miałem zwrotkę do „Mr Brightside”, a on napisał refren. To pierwsza piosenka wspólnie przez nas napisana i jedyna, którą gramy na każdym występie Killersów.”

Jak dotąd jest całkiem romantycznie. Powstał rdzeń zespołu, a nazwę zapożyczyli z klipu New Order. Sami New Order wyglądali raczej staroświecko, więc celem promocji było pokazanie idealnego zespołu ze świetną piosenką i o modnym, młodym wyglądzie, czyli przedstawienie Barney’a i Spółki. Zespół nazwano The Killers. „Moją ambicją było to żeby nasza grupa dorównała doskonałością ich wymyślonemu zespołowi”, mówi Flowers. I tak rozpoczęła się podróż naszych bohaterów ...

Po przesłuchaniu wielu basistów i perkusistów Brandon i Dave poznali Ronni`ego Vannucci, fotografa w Little Chapel of Flowers i studenta klasycznych instrumentów perkusyjnych na UNLV oraz Mark`a Stoerner`a, który próbował zarobić na życie jako goniec medyczny (krew, mocz, dziwne części ciała – sama rozkosz). W przerwach między niewdzięcznymi zajęciami (dla ścisłości Brandon pracował jako boy hotelowy w hotelu Gold Coast, a Dave przeżywał rozterki „kochanego przez wszystkie kobiety wymiatacza” podczas potajemnych randek z klientkami ze swojej pracy w Banana Republic), członkowie nowopowstałej grupy Killers zabrali się do pracy nad albumem, który spokojnie możemy określić mianem najbardziej ekscytującego debiutu jaki słyszeliście od bardzo, bardzo dawna.

Tworzenie w nagrzanym do niemal 50 stopni garażu, który stał się miejscem prób, dało bardzo wiarygodny i silny efekt szklarniowy. Kiedy nie mogli dostać się do garażu wykorzystywali szpiegowskie umiejętności Ronni`ego żeby nocą dostać się do pomieszczeń na jego uczelni muzycznej. To było około 200 m kwadratowych luksusowego wnętrza wyposażonego w zestawy bębnów, marimba, talerzy, pianin itp. Przez jakieś dwa miesiące taszczyliśmy ze sobą Marshalla do śpiewania, Deville’a do gitary, Bassman’a do keyboardu i piecyk basowy dla Marka. Ja używałem wypasionego zestawu bębnów, będącego własnością UNLV”, wspomina Ronnie. ”Jednak chciałbym podkreślić, że żaden instrument nie był przez nas w tym czasie źle traktowany ponieważ byliśmy i jesteśmy pełnymi szacunku profesjonalnymi i co najważniejsze zaradnymi muzykami.”

To właśnie pod napięciem atmosfery tych sesji The Killers zaczęli spełniać oczekiwania wynikające z pochodzenia nazwy ich zespołu. To wtedy napisali większość piosenek, które miały składać się na ich debiutancki album o trafnym tytule Hot Fuss (Gorąca wrzawa). Jak przystało na pomysłowych twórców pisali o wszystkim: o zazdrości i paranoi; opowieści o mordercach, maniakach i ofiarach AIDS Studia 54; o hermafrodytach, zdradzanych chłopakach oraz piosenki o ambicjach i chęci wybicia się ponad przeciętność.

W niedługim czasie zaczęto mówić o The Killers. Zespołem zainteresował się niezależny label z siedzibą w Londynie – Lizard King, co zaowocowało wyjazdem do Wielkiej Brytanii na pierwszy występ poza granicami Las Vegas (dla niektórych członków zespołu był to nawet pierwszy raz kiedy potrzebowali paszportu), a we wrześniu 2003 r. ukazała się limitowana edycja „Mr Brightside”. Ci, którzy mieli szczęście być na ich pierwszych występach w Londynie wyszli, wszyscy bez wyjątku, zakochani (Wspaniały, powalający arsenał melodii...W tej chwili mało jest zespołów mogących być pewnym swej przyszłości jak The Killers, piał z zachwytu NME). Podczas kolejnego występu na imprezie nowojorskiego przemysłu muzycznego – CMJ - w październiku 2003r. już roiło się wokół nich od fanów i podpisali międzynarodowy (poza Wielką Brytanią) kontrakt z Island Def Jam.

Od tego momentu znowu zaczęła się dla chłopaków ciężka praca: tournee po Wielkiej Brytanii z British Sea Power; sprzedaż występów pod własną nazwą, w tym koncert na Walentynki w wypełnionym po brzegi londyńskim ICA; tournee ze Stellastarr* i jeszcze dodatkowo przygotowywanie w tajemnicy nowej płyty, przy której ostatecznym miksie dzielili się swoją wiedzą: legendarny Alan Moulder (U2, Smashing Pumpkins) i Mark Needham (Fleetwood Mac).

Oczywiście nie wszystko szło jak po maśle. W ciągu 3 miesięcy nagrywania płyty zdarzyło się wiele nieprzewidzianych sytuacji. Przeżyli trzęsienie ziemi – Ronnie spadł nawet ze stołka podczas nagrywania „Believe Me, Natalie”; stawili czoła płomieniom w Simi Valley, żeby dotrzeć do studia na nagranie „Change Your Mind” (jest na amerykańskiej wersji LP) i drobiazg – o mało nie zginęli kiedy samolot, którym lecieli do Wielkiej Brytanii na kolejny występ w grudniu 2003r. wpadł w dziurę powietrzną i zaczął spadać. Na szczęście udało się wszystko przetrwać i oto The Killers są gotowi żeby wydać swoją debiutancką płytę.

Opowieść o The Killers – teraz

„Hot Fuss” składa się z 11 przyprawiających o zawrót głowy utworów-perełek. Każdy z nich to majstersztyk jeśli chodzi o opowiedzianą historię i ucztę dla uszu. Aż nie chce się wierzyć, że kiedy płyta pojawiła się 7 czerwca 2004r. główny autor tekstów Brandon Flowers miał zaledwie 22 lata. Pierwszym singlem z albumu jest otwierający utwór „Somebody Told Me” w stylu „very Vegas- Ziggy came to town” (dostał się na listę 30 najlepszych utworów w marcu 2004). Jest też wcześniej wspomniany „Mr Brightside” – studium zazdrości, w którym opisany jest ten moment związku kiedy zdajesz sobie sprawę, że twoja druga połowa może szuka szczęścia gdzie indziej i ta myśl zagnieżdża się w twojej psychice do tego stopnia, że masz najgorsze obawy i zaczynasz sobie wyobrażać niestworzone rzeczy. Znajdziecie tam również 2/3 trylogii o morderstwie (tak, nie wykluczajcie pomysłu na ewentualny album koncepcyjny w przyszłości). „Midnight Show” rozpoczyna powtarzający się w kółko temat z „Lipgloss” zanim pojawią się klimaty mroczniejsze niż te, o których stary Jarvis nie mógł nawet marzyć, przynajmniej w czasach Pulp i „Jenny Was A Friend Of Mine”. Te dwa utwory łączy historia dziewczyny zamordowanej przez zazdrosnego narzeczonego („W grę wchodziła woda”, tajemniczo zauważa Brandon, „ ale jej nie utopił”). Pierwsza część trylogii „Leave The Bourbon On The Shelf” z pewnością jeszcze się kiedyś pojawi. To bardzo ambitna seria, która kładzie kres beztroskim latom zespołu. Zdecydowali już, że do videoklipu zaangażują naszego ulubionego lorda ciemności – aktora James`a Spader`a... Poza tym jest tu utwór „On Top” który wskazuje miejsce, gdzie według Brandona znajduje się teraz zespół; jest też opowieść o prześladowcy „Andy You’re A Star” oraz „All These Things That I`ve Done” – gwarantowany przebój, w którym Flowers zrealizował swoje marzenie wykorzystania na płycie chóru. Ten chór, to Sweet Inspirations, znany najbardziej z wykonań utworów Presleya, Jimi Hendrixa i Arethy Franklin. „Praca z chórem w studio była tak niesamowitym doświadczeniem, że postanowiliśmy włączyć chór do naszych specjalnych występów na żywo, jak na przykład koncert dla magazynu Spin (w SxSW 2004r.)”, mówi Brandon.

Podsumowując, Hot Fuss to triumf. Triumf, który ujrzał światło dzienne 7 czerwca 2004r. w Wielkiej Brytanii i tydzień później – 15 czerwca – w USA i dopiero 20 września w pozostałych krajach Europy. Towarzyszyły mu trasa koncertowa po Wielkiej Brytanii i występ na prestiżowym festiwalu Coachella w Kalifornii oraz w Glastonbury pod koniec czerwca.

A co z Opowieścią o The Killers –przyszłośćQuestion
Cokolwiek by się miało wydarzyć, możecie postawić ostatniego grosza, że to będzie bomba.
Image

Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group